poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Agnieszka Krzemińska, "Ciszej z tą łaciną!" (Polityka, nr 14 (3105) z 5 kwietnia 2017, s. 64-65)

Agnieszka Krzemińska

Ciszej z tą łaciną!

 

Łacina przetrwała upadek Cesarstwa Rzymskiego, uchowała się w Kościele, tradycji, kulturze. Teraz, usunięta z polskich szkół, może autentycznie umrzeć. Nie wiadomo, czy wzdychać: quo vadis, patria, czy przekonywać, że i tak non omne morietur.


Nowa reforma sprawi, że łacina zniknie ze szkół. Łacinnicy biją na alarm, że to odwrócenie się od Europy i barbaryzacja. – Albo polska młodzież nadal będzie się uczyć łaciny, by zachować kontakt z elitami wykształconej starej Europy, albo zostaniemy zredukowani do bycia zasobnikiem siły roboczej – grzmi prof. Gościwit Malinowski, szef Polskiego Towarzystwa Filologicznego, które walczy o zachowanie łaciny obecnej w europejskim szkolnictwie od czasów rzymskich.

W Europie do XVIII w. nauka, filozofia, Kościół i dyplomacja opierały się na łacinie. Jej znajomość była wyznacznikiem przynależności do elit, to w niej powstawały najważniejsze dzieła i dokumenty, bez niej nie dało się uczestniczyć w życiu intelektualnym, nie było szans na społeczny awans. Francuski, a potem angielski stopniowo wyparły łacinę, ale w XIX w. nadal jej uczono, wychodząc z założenia, że światły człowiek musi mieć opanowany łaciński kod kulturowy. Jeszcze w międzywojniu było oczywiste, że humanista czyta po łacinie i w grece, dopiero gdy okazało się, że znajomość Homera i Cycerona w oryginale nie powstrzymała Europy przed Holocaustem, zaczęto kojarzyć ją ze wstecznictwem i konserwą. Ostoją był Kościół, ale gdy II Sobór Watykański uchylił furtkę językom narodowym, została już tylko szkoła. W PRL, mimo niechęci władz, uczono łaciny w klasach humanistycznych i biologiczno-chemicznych, wyraźny proces delatynizacji szkolnictwa zaczął się dopiero po 1989 r.

 

Nec Hercules contra plures


Najpierw zlikwidowano obowiązkową łacinę dla humanistów, po wprowadzeniu gimnazjów trafiła tylko do liceów, a od 2012 r. stała się jednym z czterech rozszerzonych przedmiotów do wyboru. Ostatnia zmiana najbardziej jej zaszkodziła, bo uczniowie poza polskim, angielskim czy historią wybierali raczej WOS lub geografię, które liczyły się przy rekrutacji na wyższe uczelnie. Przez moment planowano likwidację matury z łaciny, ale dzięki akcji łacinników „Polska w Europie, łacina w szkole” udało się ją jeszcze zachować. Ale to i tak niewiele zmieniło, bo łacina na kolejnych stopniach edukacji straciła sens, gdy lektorat z łaciny w seminariach duchownych, na filologiach, medycynie i prawie przestał być obowiązkowy lub został ograniczony do śmiesznej liczby 30 godzin.

Według statystyk uczniów mających kontakt z łaciną jest dziś ok. 2 proc., ale wśród nich są zarówno ci, którzy mają 2 godziny łaciny w tygodniu przez 3 lata w ramach przedmiotu „łacina i kultura antyczna”, jak i ci, którzy uczą się jej przez jeden semestr. Dwugodzinne zajęcia są tylko w garstce szkół w Polsce, które mają tradycje klasyczne, jak liceum im. Mikołaja Reja w Warszawie czy urszulanki we Wrocławiu. – Już jest fatalnie, ale nowa reforma edukacji, zmniejszająca liczbę rozszerzonych przedmiotów do wyboru do trzech, ostatecznie wyeliminuje łacinę ze szkół, bo nawet jeśli znaleźliby się uczniowie, którzy chcieliby się jej uczyć, to licea po prostu nie będą miały jej w ofercie – tłumaczy prof. Przemysław Nehring z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika.

Łacinnicy napisali do Ministerstwa Edukacji kilka listów, proponując różne rozwiązania (m.in. uznanie łaciny za przedmiot podstawowy do wyboru, a zarazem zachowanie możliwości rozszerzenia z myślą o klasach klasycznych), ale żadne z nich nie przeszło. – Rozporządzenie podpisane 17 marca przez minister Annę Zalewską ogranicza możliwość uczenia łaciny jeszcze bardziej niż zmiany z 2012 r. Jeśli za trzy lata nowe przepisy wejdą w życie, będziemy pierwszym w Unii krajem z całkowicie zdelatynizowanym systemem szkolnictwa – mówi sekretarz PTF dr Katarzyna Ochman.

 

O tempora, o mores!


W dyskusji o przyszłości łaciny jej obrońcy podkreślają to, co najważniejsze – bez łaciny nie da się zrozumieć i badać ani opartej na antyku, rzymskim prawie i chrześcijaństwie cywilizacji europejskiej, ani nawet naszej własnej. – Łaciński paradygmat stanowi kod kulturowy zrozumiały od Portugalii po Finlandię, od Argentyny po Australię, jeśli humanista nie zna języka swojej cywilizacji, jest tyle wart, ile inżynier bez znajomości trygonometrii – przekonuje prof. Malinowski, a prof. Nehring przypomina, że łacina to nie tylko starożytne teksty, to też dzieła Kopernika i Włodkowica oraz morze naszych dokumentów powstałych do XVIII w.: – Nie chodzi o to, by wróciła jako przedmiot obowiązkowy, tylko by nie doszło do przerwania ciągłości jej nauczania, bo gdy zabraknie łaciny w liceach, z czasem znikną też filologie klasyczne – już teraz masowo przekształcające się w filologie light – co grozi tym, że zabraknie osób, które potrafią przekładać nasze łacińskie dokumenty na polski. Dlatego jeśli nie chcemy stracić kontaktu z poprzednimi pokoleniami i współczesną Europą, trzeba łacinę chronić jak gatunek zagrożony.

W dyskusji łacinnicy lubią też powoływać się na kraje Europy Zachodniej, gdzie poziom powszechności nauczania łaciny wynosi ok. 20 proc., młodzież zaczyna się jej uczyć wcześniej i nadal stanowi ważny składnik kształcenia humanistów. Najlepiej wygląda to we Włoszech (ok. 40 proc.), Niemczech i Austrii. Ale i tam (np. we Francji) łacina zaczyna mieć kłopoty, więc statystyki sprzed kilku lat mogą być już nieaktualne.

 

Errare humanum est


Większość wychodzi z założenia, że łaciny nie trzeba się uczyć, wystarczy wrzucić tekst rzymskiej ustawy do internetowego tłumacza. Tak nie jest, bo najpierw warto wiedzieć, czym różni się lex od ius. Nieznajomość łacińskiej gramatyki też może prowadzić na manowce, jak wtedy gdy stowarzyszenie walczące z korupcją, chcąc mieć w nazwie określenie „czyste ręce”, nazwało je Manus Puris, czyli zaropiała ręka. Pełne błędów są też łacińskojęzyczne hasła patriotyczne na murach i odzieży (jedna z firm ją produkujących zwie się Pro Patriae, dodanie na końcu „e” może wygląda mądrzej, ale znaczy tyle co „dla ojczyźnie”). Ich popularność dowodzi jednak, że łacina nadal jest dla konserwatywnych środowisk wyrazem elitarnych aspiracji, odwołaniem do tradycji i mądrości przodków. – Czasami ludzie proszą nas o poprawienie sentencji na sztandar czy tatuaż, ale ci, którzy tego nie robią, popełniają rażące błędy, świadczące o tym, że łacina to tylko dobrze wyglądająca, nobilitująca fasada, którą traktuje się bardzo powierzchownie, bez zgłębiania i namysłu – zauważa dr Jan Kwapisz, filolog klasyczny z Uniwersytetu Warszawskiego.

O tym, że łacina jeszcze nie umarła, przekonuje krzewiciel żywej łaciny Stanisław Tekieli. Jego dwie zabawne książki z wierszykami i opisami łacińskich aforyzmów i zwrotów pt. „Burdubasta” nieźle się sprzedały. – Już ich tytuł, oznaczający zdychającego osła lub podstarzałego gladiatora, nawiązywał do kondycji łaciny, której żywot chciałbym trochę przedłużyć, ale największą satysfakcję miałem, gdy na targach dwie osoby przyznały, że dzięki nim zaczęły uczyć się łaciny. Bo przy całej elitarności łacina jest egalitarna – wystarczy chęć i dobry nauczyciel. A ci ostatni, w obliczu zagłady ich zawodu, starają się być jak najlepsi.

 

Per aspera ad astra


Część środowiska uwierzyła, że odwołująca się do tradycji, historii i chrześcijaństwa nowa władza zatroszczy się o łacinę, ucieszyła się nawet z powrotu czteroletniego liceum, w którym łacina mogłaby być uczona rok dłużej. Tymczasem „dobra zmiana” doprowadza proces wygaszania łaciny do końca, uzasadniając, że jej uczenie jest za drogie. Przekreślenie łaciny było łatwe, bo jej zniknięcia większość w ogóle nie zauważy. Przeciwnicy łaciny mówią wręcz, że jej utrzymanie to fikcja, bo przecież nikt nie chce się uczyć, ale to nie jest prawda. Piotr Skowroński, łacinnik we wrocławskim liceum sióstr urszulanek, co roku zbiera kilkanaście osób, z których około dziesięcioro kończy trzyletni kurs. – Jedni chcą mieć podstawy słownictwa anatomicznego, inni czytać bez słownika łacińskie sentencje czy zapisy prawne. Poza tym dostaję pytania o prywatne lekcje od uczniów, którzy nie mają łaciny w szkołach, czyli gdyby ją mieli, toby na nią chodzili. Zdarza się też, że na filologię klasyczną zapisują się studenci z wydziałów, które nie zapewniają im lektoratów z łaciny, po to by mieć z niej podstawy. – Są mądrzejsi od dziekanów i polityków – puentuje dr Ochman.

Język Cycerona nie jest łatwy, wymaga pracy i uczy dyscypliny (co zresztą wielu nadal bardzo sobie chwali), dlatego jego nauki nie powinno się odkładać. Wiedzą to Anglosasi, którzy stali się ostatnio zapalonymi kustoszami łaciny, bo choć w Wielkiej Brytanii w publicznych szkołach uczy się jej zaledwie 15 proc. uczniów, w tych elitarnych odsetek sięga 70. Niektórzy organizują wręcz lekcje łaciny kilkuletnim dzieciom, co nie dziwi, skoro w badaniu aż 85 proc. Anglików mających łacinę w szkole polecało jej naukę swemu potomstwu. W końcu nagrodą za lata wkuwania deklinacji i koniugacji jest nie tylko znajomość accusativus cum infinitivo czy umiejętność czytania łacińskich inskrypcji w kościołach, ale otwarcie horyzontów i intelektualna ogłada, co podkreślają twórca CNN Ted Turner, J.K. Rowling, Mark Zuckerberg czy John Cleese z grupy Monty Pythona.

 

Novus ordo seclorum


Najbardziej zmotywowani są Amerykanie, którzy nie zastanawiają się, czy, tylko jak najlepiej uczyć łaciny, dlatego odważyli się odejść od starego typu nauczania i sięgnąć po metody aktywne, jak w językach nowożytnych. – Ostatnio Amerykanie zaczęli zamieszczać w internecie prowadzone elegancką łaciną dyskusje, co pozwala nam udoskonalać nasz warsztat – zauważa dr Ochman, która sama prowadzi zajęcia ze studentami po łacinie, podobnie jak Piotr Skowroński. – Choć w Europie mamy większe tradycje uczenia łaciny, podpatrujemy nowatorskie pomysły nauczycieli zza oceanu. Może nowa metoda i internet przyczynią się do reaktywacji matki języków.

Metoda nauczania będzie sprawą drugorzędną, jeśli łacina zniknie ze szkół. Bo choć większość łacinników twierdzi, że nauczanie języka łacińskiego powinno być organizowane przez państwo, wątpią, że przekonają do swoich racji wychowanych w świecie bez łaciny polityków. Zostaną wtedy szkoły prywatne i kampanie społeczne, zbierające pieniądze na lekcje łaciny dla szkół państwowych, jak Classics for All w Wielkiej Brytanii. Problem w tym, że nasza świadomość potrzeby uczenia łaciny jest znacznie niższa niż na Zachodzie.

W 966 r. łacina stała się naszym wyborem cywilizacyjnym. – To, jak obecne władze potraktują nauczanie łaciny, będzie probierzem, czy myślą o przywróceniu Polsce miejsca w europejskiej cywilizacji, czy zmierzamy w jakieś inne rejony – uważa prof. Malinowski.

To nie jest tak, że łacina jest odpowiedzią na problemy współczesności albo że świat bez łaciny sobie nie poradzi, ale dr Kwapisz jest przekonany, że wyrastający ze starożytnej Grecji i Rzymu europejski fundament nadal ma wiele do zaoferowania. – Można się zamknąć w wieżach z kości słoniowej i przepisywać łacińskie pisma, które ktoś kiedyś odkryje i doceni, ale nie lubię myśleć o łacinie jako o skostniałym świecie zakurzonych gabinetów. Może warto w kryzysie łaciny dopatrywać się plusów, jak chociażby powstania nowych metod jej uczenia. Może wcale nie wchodzimy w wieki ciemne, tylko odkryjemy łacinę na nowo, co odmieni Europę tak, jak na początku renesansu odmieniło ją odkrycie starożytności.

To akurat jest pewne, że z łaciną czy bez czeka nas novus ordo seclorum.



Tekst ukazał się w tygodniku "Polityka", nr 14 (3105) z 5 kwietnia 2017, s. 64-65.
© Polityka Sp. z o.o. SKA. 2017

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Nasza łacińska cywilizacja

Gościwit Malinowski

Nasza łacińska cywilizacja


Własną cywilizację traktujemy jako coś naturalnego i potrafimy ją dostrzec, nazwać, zdefiniować jedynie przez kontakt ze społecznościami nie tyle niecywilizowanymi (tu rozróżniamy dzikich, barbarzyńców i nas), ile należącymi do innej, odmiennej od naszej cywilizacji. We współczesnym świecie istnieją cztery wielkie cywilizacje: 1) chińska – cywilizacja jednego wyjątkowego pisma ideograficznego, możemy też nazwać ją dalekowschodnią, gdyż od kilkunastu wieków swój wkład w nią mają także Wietnamczycy, Koreańczycy i Japończycy, 2) indyjska – cywilizacja dziesiątków języków i pism sylabicznych w Indiach, Indochinach i wciąż gdzieniegdzie w Indonezji, z dominującym sanskrytem, nierozdzielnie związana z dwoma wielkimi religiami – hinduizmem i buddyzmem i kilkoma małymi – dżinizm, sikhizm, 3) muzułmańska – cywilizacja wymyślonej przez Mahometa najmłodszej religii Abrahamowej, islamu, owoc ewolucji starożytnej cywilizacji semickiej Bliskiego Wschodu, cywilizacja związana nierozdzielnie z językiem arabskim, oraz arabskim modelem życia, nawet jeśli gdzieniegdzie dochodzą do głosu języki lokalne; 4) nasza.

Nasza, czyli jaka. 1) Zachodnia vide Otto Spengler i jego „Zmierzch Zachodu”? Czyli powinna mieć opozycję wschodnia, tymczasem czym miałby być ten Wschód? Bizancjum, czy może Bagdad? I dlaczego zachodnią nie nazwać cywilizacji muzułmańskiej, skoro najdalej na Zachód wysunięta część naszej hemisfery to Maghreb (Maroko i Mauretania), czy Andaluzja przez 700 lat arabska. 2) Europejska? No niechby, tylko że jej twórcy Tales z Miletu, Jezus z Nazaretu i Augustyn z Hippony, nigdy nogi nie postawili na europejskim kontynencie i nie byli żadnymi kolonizatorami, tylko mieszkali u siebie w Azji i w Afryce (trochę nas poniosła retoryczna przesada, Augustyn jednak bywał w Mediolanie, ale cóż to w porównaniu do lat spędzonych w Afryce). 3) Białego człowieka? Ale czyż muzułmanie nie mogą być biali, albo buddyści, że o Ariach z Indii nie wspomnimy? I czy czarni nie należą do naszej cywilizacji od czasów sługi królowej Kandake, Nzinga-Nkuwu Jana I króla Kongo, czy kardynała Roberta Saraha. 4) Chrześcijańska? Tylko czy nasza cywilizacja nie z politeistycznej Grecji i Rzymu się wywodzi, czy nie rozwinęli jej Żydzi, zwłaszcza w ostatnich dwóch stuleciach. No to może judeo-chrześcijańska? Dalej nie ma miejsca na Homera i Cycerona; 5) Euroatlantycka? Ale gdzie tu miejsce na Australię? Albo i na Kalifornię?

Co tak naprawdę określa naszą cywilizację? Primo, pismo. Secundo, religia. Tertio, język. Pismo naszej cywilizacji to pismo alfabetyczne, inne niż arabski abdżad, gdzie wielu samogłosek się nie zaznacza, niż indyjskie sylabariusze, niż chińskie hieroglify, dziesiątki tysięcy znaków ideograficznych, zwanych dziś z angielska charakterami. Religii nasza cywilizacja miała wiele, ale w pewnym momencie wszystkie jej ludy zostały uformowane przez chrześcijaństwo, większość z nich przyjęła tę religię, a Żydzi stworzyli własną w opozycji do chrześcijaństwa*. Nawet wolnomyśliciele i ateusze naszej cywilizacji są tak naprawdę chrześcijanami à rebours, gdyż swój intelektualny bunt kierują przeciw chrześcijaństwu właśnie i chrześcijaństwo jest punktem odniesienia, na którym budują swój światopogląd, nawet, a może szczególnie wtedy, gdy jest on antychrześcijański. Języków ma nasza cywilizacja jeszcze więcej niż religii, tylko, który z nich jest tym jednym, jedynym, dominującym jak sanskryt, arabski, czy chiński klasycznej literatury? Czy angielski, najbardziej rozpowszechniony dziś język świata, który wyszedł z naszej cywilizacji? Angielski jest jednak język ponadcywilizacyjnym, służy do porozumiewania się całej ludzkości. Nawet cywilizacja muzułmańska tak rygorystycznie przywiązana do arabskiego głosi dziś swą ideologię głównie po angielsku. Czy zatem greka, język nauki, filozofii, teologii oraz kategorii myślenia, poznawania i opisywania świata w naszej cywilizacji? Tylko że w dziejach naszej cywilizacji greka bywała bardzo ważna, a bywała też nieznana. Co więcej Zachód (czymkolwiek by był, ale jeśli był to przez wieki był światem bez greki) poznawał to, co greckie, poprzez inny język – łacinę. I to chyba właśnie łacina jest naszym wspólnym językiem, matką naszej cywilizacji, tak jak sanskryt jest matką indyjskiej. Łacina nie jest najstarsza i nie jest najgodniejsza, greka ją przewyższa starodawną mocą, jak język wedyjski przewyższa sanskryt. Ale w znaczeniu cywilizacyjnym to łacina jest tym językiem, z którego wszystkie języki europejskie biorą się jako dzieci rodzone (romańskie), albo przysposobione (germańskie, słowiańskie, ugrofińskie) i nawet greka w późnym antyku i średniowieczu chłonęła łacinę na wielką skalę. Mistrz uczył się świata na nowo od swego ucznia.

Tak więc nasza cywilizacja jest alfabetyczno-chrześcijańsko-łacińska. Długa nazwa, jak ją poręcznie skrócić? Cywilizacja alfabetyczna? Czy może jednak chrześcijańska? Może więc jednak najlepiej łacińska? Tracimy tu Homera i Mojżesza, którzy do niej nie należeli, ale pamiętamy dziś o Homerze i Mojżeszu tylko dlatego, że przeszli oni przez pamieć zbiorową cywilizacji łacińskiej, do której należymy.

Jak rozumieć pojęcie cywilizacji łacińskiej? Można wąsko, można wymagać spełnienia wszystkich trzech warunków: alfabet łaciński, chrześcijaństwo łacińskie i język łaciński jako dominanta w istotnym okresie historycznym. Taka cywilizacja obejmie tylko rzymskich-katolików i protestantów (jako byłych rzymskich-katolików), wykluczając całe chrześcijaństwo wschodnie, że o Żydach już nie ma co wspominać. Można jednak rozumieć to szerzej. Pojmować alfabet w ogóle jako system pisma z literami dla samogłosek (a więc i greka matka pism alfabetycznych, i cyrylica, ormiański, gruziński, gocki nawet). Akceptować chrześcijaństwo we wszelkich odmianach (także to z innymi pismami: syryjskie, etiopskie), gdyż zrodziło się na terenie państwa rzymskiego i to łacińską tabliczkę przybito nad głową ukrzyżowanego Chrystusa INRI (oczywiście tekst łaciński przetłumaczono na języki tubylców rzymskiej Palestyny – grekę i hebrajski jak podaje Ewangelista). Włączać w obręb naszej cywilizacji także te kraje i nacje, gdzie język łaciński choć przez chwilę ważny w życiu społecznym, literackim czy edukacyjnym – nawet słowiańska i bizantyjska Rosja się tu załapie, latynizowana z uporem, choć powierzchownie, przez Polaków w XVII w. i oświeconych Niemców w XVIII w.

Tak więc najpełniejszą nazwą dla naszej cywilizacji jest określenie CYWILIZACJA ŁACIŃSKA. Tylko że trzeba je rozumieć wbrew wielkim myślicielom. Wbrew Feliksowi Konecznemu i wbrew Samuelowi Huntingtonowi. Koneczny pojmował cywilizację łacińską wąsko. Wykluczał z niej Żydów i żydów, Greków i greków należących do cywilizacji bizantyjskiej, która jego zdaniem miała być niezwykle żywotna i opanować protestanckie Niemcy. Huntington z kolei to typowy WASP, który cywilizacji zachodniej (dla której my zamierzamy wypromować termin łacińska), przeciwstawia dwie inne „nasze”: prawosławną i latyno-amerykańską. Wyrzucenie Żydów, Rosjan i protestanckich Niemców poza nawias cywilizacji łacińskiej mogło się dokonać tylko w odrodzonej Polsce, kiedy to na przełomie XIX i XX w. rozpowszechniała się polska tożsamość narodowa z elit szlacheckich na masy ludowe poprzez kontrast do innowierców i innojęzycznych (było to oczywiście wykluczenie jedynie kulturowe, w każdej chwili Żyd i żyd, Rosjanin i grek, czy nawet Niemiec i luter mógł przyjąć wartości łacińskie wraz z wiarą łacińską, zgłaszając akces do cywilizacji łacińskiej). Podobnie wyrzucenie katolickich, pochodzących z Europy użytkowników języków romańskich z Ameryki Środkowej i Południowej mogło się dokonać tylko w Stanach Zjednoczonych, tworzących swa anglosasko-antykatolicką tożsamość w opozycji do Ameryki Łacińskiej, której ziemie bezczelnie zagrabiano w XIX w. i którą bezlitośnie wyzyskiwano pod postacią republik bananowych. Nawet jeśli uznamy, że istotnie na tożsamość meksykańską wpłynęła zniszczona przez konkwistadorów cywilizacja mezoamerykańska Majów, Azteków, Huasteków, Zapoteków, etc., to przecież tożsamość argentyńska jest o wiele bardziej na czysto zachodnich, łacińskich wzorcach budowana niż wiele tożsamości Europy, choćby niemiecka, łypiąca niekiedy okiem w stronę okultystycznej. antyłacińskiej, pogańskiej germanomitomanii.

Własną cywilizację dostrzegamy, definiujemy, nazywamy tylko w kontraście do obcej. Jest to doświadczeniem ludzi o wiedzy dość szerokiej, by rozumieć obcych i w ich zwierciadle dostrzec, na czym polega swojskość, czym jest „naszość”. Jednym z takich ludzi był Robert z Ketton (floruit 1136-1157), który należy do najwcześniejszej generacji tłumaczy literatury arabskiej na łacinę. Ruch krucjatowy przyniósł zapotrzebowanie na głębsze zrozumienie świata arabskiego, w tym i dominującej w nim religii islamu. Robert dokonał przekładu całego Koranu na język łaciński, pracując w grancie badawczym, którego kierownikiem był Piotr Czcigodny, opat Cluny1.W 1142 roku zorganizował on wyprawę naukową do Hiszpanii, gdzie podjęto decyzję o przełożeniu na łacinę „Apologii” al-Kindiego, w której autor ten bronił wiary chrześcijańskiej przed zarzutami ze strony muzułmanów. Okazało się jednak, że te argumenty arabskiego chrześcijanina są tylko połowicznie zrozumiałe dla łacińskich chrześcijan, gdyż nie znano w ogóle Koranu i argumenty odnoszące się do tej księgi nic nikomu na Zachodzie nie mówiły. Stąd na zlecenie opata Piotra Robert, który studiował w Paryżu, a potem bywał w Hiszpanii już w latach 30-tych XII w. i nauczył się arabskiego, przełożył około 1143 r. Koran na łacinę jako „Lex Mahumet Pseudoprophetae”. Do tłumaczenia Robert dołączył list do opata Piotra, w którym nie tylko definiuje islam jako lex letifera, ale także dookreśla, komu islam zagraża. Oczekiwać by można, że Robert użyje tu zbiorowego terminu Christianitas, uznając, że islam jest śmiertelnym wrogiem chrześcijaństwa, religii chrześcijańskiej, cywilizacji chrześcijańskiej. Tymczasem termin ten w ogóle nie pojawia się w jego wstępie. Zamiast tego mowa o Latinitas. To cywilizacji łacińskiej zagrażają arabskojęzyczni muzułmanie. To nie Christianitas, ale Latinitas zdaniem Roberta popadła w ignorancję i niedbałość, pozwalając rozplenić się po świecie wrogiej sprawie, czyli … innej cywilizacji. Robert, francuskojęzyczny Norman, urodzony w Lincolnshire, potrafiący czytać po grecku i po arabsku, podskórnie rozumiał, czym jest nasza cywilizacja.

* Uzupełnienie - moje zdanie o tym, że Żydzi stworzyli swoją religię w opozycji do chrześcijaństwa może uchodzić za kontrowersyjne, dlatego pozwolę sobie na dwa słowa komentarza. Po powrocie z wygnania babilońskiego ukształtowała się w Judei religia Mojżeszowa w takiej formie, w jakiej znamy ją z ksiąg Starego Testamentu. W kontakcie ze światem zewnętrznym, a zwłaszcza uniwersalistycznymi państwami hellenistycznymi, a potem imperium rzymskim religia ta rozwijała się, wytwarzając rozmaite nurty, do najwcześniej powstałego samarytańskiego doszły saducejski, faryzejski, esseński, różne mniej lub bardziej efemeryczne nurty mesjanistyczne. W latach 30-tych I w. n.e. w ramach religii Mojżeszowej pojawił się nowy, nieznany dotąd ruch religijny, zakładający, że Jezus Chrystus był Mesjaszem, wcielonym Bogiem i że wiara w niego jest niezbędna dla jednostkowego zbawienia. Ten nurt religii Mojżeszowej, otwarty na prozelityzm rozwinie się z czasem w osobną religię chrześcijaństwo, która doczeka się nowych ksiąg natchnionych - Nowego Testamentu. Dogmaty, zwyczaje i rytuały chrześcijaństwa będą w kolejnych wieki uściślane i doprecyzowane w ramach instytucji Kościoła powszechnego. Z religii Mojżeszowej wyłoni się także inny nurt judaizm rabiniczny, kontynuacja nurtu faryzejskiego. Podobnie jak chrześcijaństwo także judaizm rabiniczny doczeka się własnych ksiąg religijnych nieznanych pierwotnej religii Mojżeszowej, czyli Talmudu. Judaizm rabiniczny również wykształci nowe dogmaty, zwyczaje i rytuały, a niezwykle ważna w ich tworzeniu będzie konfrontacja tych dawnych wyznawców religii Mojżeszowej, którzy nie uznali Jezusa Chrystusa za Mesjasza, ze swymi eks-współwyznawcami, którzy podążyli za nowym nurtem. Judaizm rabiniczny kształtował się więc jako religia nieustannie odnosząca się do nowej sytuacji politycznej Żydów po zburzeniu Świątyni przez Rzymian, jak również nowej sytuacji religijnej, gdy doszło wśród Żydów do rozłamu na tle wiary w Chrystusa jako Mesjasza. Dlatego też i chrześcijaństwo, i judaizm rabiniczny wywodzą się z tej samej religii Mojżeszowej, żadne z nich jednak nią nie jest, gdyż wytworzyło nowe dogmaty. W świecie po-Chrystusowym za wyznawców starożytnej religii Mojżeszowej można by uznać  jedynie samarytan oraz karaimów, którzy swą wiarę opierają wyłącznie na Torze.


1Thomas E. Burman, Reading the Qur'an in Latin Christendom, 1140-1560, ss. 15-17.